niedziela, 7 lutego 2010

Katarowe męki...

Dopadło mnie przeziębienie-gigant, z nosa leci jak z pompy, w głowie huczy tysiąc młotów kowalskich a ciało w kondycji jak po zbyt bliskim kontakcie z walcem drogowym. Na polu robótkowym niewiele się ostatnio wydarzyło, bo chyba moja wena też choruje. Snujemy się razem po mieszkaniu (ta moja wena i ja) jak dusze potępione i prawie wszystko jest dla nas ble. Na szczęście do wyjątków, które nie są ble należy odwiedzanie ulubionych blogów :) 

Poniżej fotografie wymęczonych w wielkich bólach kilku krzyżyków.

 
W moich "odstresowujących cosiach" przybyło po kilka krzyżyków.

  
Powyżej hafcik pod tytułem: "Nie pytaj po co tylko mi to wyhaftuj... PROSZĘ" . Uprzejma prośba okraszona słodkimi oczkami w stylu Kota w Butach ze "Shreka" :) Odmowa niemożliwa :)
 



Na koniec część większego dzieła. Dobiło mnie kompletowanie zamienników muliny i cały czas mam wrażenie, ze coś mi nie gra. Kanwa też jakaś taka nie teges: na dwie nitki za rzadka, na trzy za gęsta... Hmmm... Może mam zwidy, co przy moim obecnym samopoczuciu jest wielce możliwe (z nosa wlazło mi na oczy?). Zobaczę jak poczynię większe postępy. Albo będzie w porządku, albo poleci toto z szybkością światła na wysokości lampy prosto przez balkon na trawnik pod brzózkę.
No to tyle na dziś. Idę się kurować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz