sobota, 28 sierpnia 2010

Co zajmuje myśli moje... i mój czas... :)

Dwa tygodnie temu w niedzielę i poniedziałek (15 i 16 sierpnia) na pobliskim stadionie CASA Arena Horsens miał miejsce koncert grupy U2. Stadion mam dosłownie "pod nosem", więc wysłuchałam koncertu siedząc przy otwartym oknie i haftując Prezent Jubileuszowy :) Poniżej zamieszczam kilka fotografii (niestety tylko "dziennych", bo nocne nie wyszły tak jak bym chciała).

Scena... Nocne oświetlenie robiło niesamowite wrażenie...



Przygotowania do koncertu trwały prawie 2 tygodnie. Wszystko przywieziono tymi ciężarówkami...



Po koncertowym weekendzie i początku tygodnia przyszedł czas na poważne sprawy. Mianowicie zaczęła się moja przygoda z nauką języka duńskiego w szkole językowej SprogcenterMidt w Horsens. Po teście kwalifikacyjnym i rozmowie wstępnej zostałam przydzielona do grupy początkujących o programie rozszerzonym, który obejmuje nie tylko naukę języka (pisanie, mówienie i czytanie), ale zawiera również elementy wiedzy o historii i kulturze Danii. Moja grupa liczy 10 osób: dwie Ukrainki, Holender, Niemiec, dwie Rumunki, dwie dziewczyny z Bośni, Bułgarka i ja. W szkole mamy prawdziwy miks kulturowy. Oprócz Europejczyków uczęszczają tam też między innymi Wietnamczycy, Filipińczycy, Hindusi, ludzie pochodzący z Tajlandii, przybysze z Afryki, czasem przemknie dziewczyna w hidżabie. Zajęcia mam od poniedziałku do czwartku po cztery godziny dziennie. W poniedziałek zaczynam drugi tydzień mojej nauki w tej szkole. Wszyscy zwracają się do siebie po imieniu, nawet uczniowie do nauczycieli, co dla mnie (przyzwyczajonej do uniwersyteckiego doktorowania, magistrowania i profesorowania) początkowo było troszkę krępujące i niezręczne zwłaszcza, gdy zwracałam się do starszych osób. Ludzie są otwarci i pomocni, pomagają nam w procesie integracji ze społeczeństwem. Nauki jest naprawdę sporo i dlatego nie będę mogła poświęcać mojej "Cepelii" zbyt dużo czasu.

Poniżej część niezbędnika początkującego ucznia szkoły językowej, czyli lektury, podręczniki i słowniki...


Zapisałam się również do miejscowej biblioteki miejskiej i muszę powiedzieć, że buszowanie pośród półek wypełnionych książkami to jest to "co tygrysy lubią najbardziej". Oprócz pozycji ściśle związanych z moją edukacją językową można "wykopać" prawdziwe skarby. 

Poniżej dwa przykłady wyszperane przeze mnie na półkach biblioteki. Prawdziwe skarby dla miłośniczek Tildy. Pierwsza to "Dom Tildy" a druga to "Wielkanoc Tildy".



Do moich prywatnych zasobów biblioteczkowych dołączyły dwa czasopisma robótkowe: CrossStitcher (zaprenumerowany) oraz The World of Cross Stitching (całkiem niespodziewanie wyszperany w sklepie hobbystycznym).

 CrossStitcher...

oraz dodatek do tego numeru, czyli tamborek (średnica około 10 centymetrów)...


TWOCS...


oraz dodatek do tego numeru, czyli książeczka z projektami kartek świątecznych autorstwa Adama Pescotta oraz dwie błyszczące kartki z kopertami...



Za oknem widać już zbliżającą się jesień. Codziennie rano witają mnie poranne mgły...


W ciągu dnia nie jest już tak ciepło i bardzo często pada deszcz...

A dla osłody pychotka tym razem w wersji brzoskwiniowej... Mniam...



Pozdrawiam serdecznie!!!

Prezent Jubileuszowy część 8...

Witam wszystkich Szanownych Czytelników!
Raport odnośnie Prezentu Jubileuszowego nieco opóźniony, ale w tym tygodniu byłam niesamowicie zabiegana i dopiero dzisiaj mam czas, by spokojnie usiąść i kliknąć parę słów na blogu.

Wyhaftowałam kolejną stronę wzoru (numer 8) i zaczęłam następną. 
Skończona strona liczy 2.925 krzyżyków.


Poniżej strona numer 8...



A tak prezentuje się całość...



Do tej pory "popełniłam" 23.909 krzyżyków, a do końca pozostały 22.341 krzyżyki.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Smutek, kusiciele "antyrobótkowi" i inne sprawy...

Smutno mi... Kilka dni temu straciliśmy naszego domowego przyjaciela. Miał na imię Króliś, był słodziutkim królikiem miniaturką, wielkim pieszczochem i łakomczuszkiem.Był ulubieńcem całej rodzinki. Ktoś powie, że mój smutek jest głupi, bo to tylko zwierzak i można kupić następnego królika. Taki człowiek nie potrafi zrozumieć, że takie zwierzątko potrafi być lepszym PRZYJACIELEM niż wielu ludzi. Zwierzę Cię nie obgada, nie okradnie, nie przyjaźni się z Tobą, bo masz forsę, fajne auto, wyglądasz jak model...

Oto Króliś:



Nie chce mi się robótkować. Nawet tytułowi kusiciele "antyrobótkowi" nie działają na mnie i wcale nie patrzę w ich stronę. Gwoli wyjaśnienia co rozumiem pod określeniem "kusiciele antyrobótkowi" poniżej przedstawiam kilku z nich.

Kusiciel numer 1: moja biblioteczka.

Ze względu na moją wielką miłość do książek skutecznie odciąga mnie od robótkowania. Niestety nie udało mi się jeszcze przywieźć z Polski wszystkich moich książek, ale każdorazowo, gdy odwiedzam dom rodzinny przywożę kilka sztuk do Danii. Chwilowo zadowalam się książkami do słuchania i e-bookami, ale to nie to samo. Ja wolę zwykłą, tradycyjną książkę, z którą mogę się wyciągnąć na kanapie, przewracać kartki i czuć zapach papieru i farby drukarskiej.


Poniżej przedstawiam kilka pozycji z mojej biblioteczki, które ostatnio baaardzo mnie kuszą.


Słownik obrazkowy. 
Bardzo pożyteczna książka, szczególnie dla osób, które (tak jak ja) poznają nowy język.



Zwiedzenie Toskanii to moje wielkie i jeszcze niespełnione marzenie.
Ta książka kucharska opatrzona przepięknymi fotografiami pozwala mi chwilowo uciszyć to wołające o spełnienie marzenie.



Kolekcjonuję książki o robótkach ręcznych. 
Poniższe egzemplarze wyszperałam w duńskiej księgarni internetowej, a że cena była bardziej niż przystępna (w stosunku do cen w angielskich księgarniach internetowych) pozycje te bardzo szybko stały się moją własnością.




Kusiciel numer 2: gry komputerowe.

Cóż mogę powiedzieć o tym kusicielu? To, że również jest niewiarygodnie skuteczny w odciąganiu mojej uwagi od robótek. Lubię gry, które są określane jako "strategiczno-ekonomiczne". Nie gardzę również przygodowymi i zręcznościowymi, ale nie cierpię tak zwanych "strzelanek", gdzie muszę tylko bezmyślnie "ładować" z karabinu lub innego ustrojstwa i patrzeć na potoki krwi i rzesze zakatrupionych przeze mnie wrogów. Brr... Ostatnio odkryłam gry oparte na popularnym serialu CSI:Las Vegas. Jako wielbicielka seriali pod szyldem CSI oraz "Kości" z wielką ochotą gram i tropię wirtualnych kryminalistów. 

Moje ulubione gry.





Niedługo przedstawię następną porcję moich kusicieli "antyrobótkowych". 

Kronika pozostałych wydarzeń z ostatnich dwóch tygodni:
  • otrzymałam drugi numer Cross Stitcher'a z mojej prenumeraty;


Dodatek, czyli zestaw igieł do haftu.
  • wyhaftowałam kolejną część Prezentu Jubileuszowego (patrz poprzednia notka) oraz malutki obrazek urodzinowy (to tak żeby nie wyjść na kompletnego robótkowego lenia;

Dziękuję za odwiedziny i komentarze!
Pozdrawiam serdecznie!

Prezent Jubileuszowy część 7...

Kolejne 2 tygodnie krzyżykowania za mną. Uff...Idzie mi całkiem nieźle, ale mam pewne podejrzenia, że nie zdążę do 1 października :( Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że niedługo nie będę miała już tyle wolnego czasu, który będę mogła przeznaczyć na haftowanie. Otóż (jeżeli wszystko dobrze pójdzie) w niedalekiej przyszłości pójdę do szkoły, by uczyć się języka ojczystego pana Andersena. Niestety domowe lekcje nie wystarczają, ponieważ duńskie przepisy wymagają od obcokrajowców (chcących się zintegrować ze społeczeństwem) zdania określonych egzaminów ze znajomości języka duńskiego. Aktualnie czekam na wyznaczenie terminu rozmowy w centrum językowym, po której będzie wiadomo na jakim poziomie zacznę moją naukę. Tak więc trzymajcie kciuki proszę, bo jestem bardzo zestresowana!

Poniżej prezentuję kolejną część Prezentu Jubileuszowego, czyli kolejne 3.055 krzyżyków.


Do tej pory "popełniłam" 20.984 krzyżyki.
Do końca pozostało 25.266 krzyżyków.

czwartek, 29 lipca 2010

Prezent Jubileuszowy część 6 i wena na urlopie...

Moja wena spakowała swoje graty i wyjechała na wczasy nie podając przypuszczalnej daty powrotu. Z tego to powodu w moim robótkowym świecie zapanowała posucha. Coś tam dłubię, ale przyjemność z takiego przymuszonego działania mam wątpliwą. Nadal koncentruję się na haftowaniu Prezentu Jubileuszowego, bo czas nagli. 

W ciągu ubiegłych 14 dni wyhaftowałam kolejną stronę wzoru, czyli 3.055 krzyżyków. W sumie na kanwie "wylądowało" już 17.929 krzyżyków, a do końca pozostało 28.321.


W ubiegły weekend, w ramach przekonywania weny, by wróciła z wakacji, zakopałam się w zasobach mojej robótkowej biblioteczki. Wynikiem tego przeglądu było malutkie dziełko wykonane techniką, której chciałam się nauczyć, ale zawsze uważałam, że jest za trudna. Chodzi mi o haft hardanger. W swojej biblioteczce mam dwie książki poświęcone tej technice. Napisane są bardzo przystępnym językiem i opatrzone wspaniałymi, szczegółowymi rysunkami i fotografiami.

Wpatrując się w instrukcje zamieszczone na stronach książek zabrałam się do roboty. Wykorzystałam proste podstawowe ściegi hardangera, czyli ścieg atłaskowy, bloczki (kwadraty brzegowe), gwiazda ośmioramienna (przerobiona później na tulipany), oczka kwadratowe oraz krzyżyki owijane. Nie czułam się jeszcze na siłach, by spróbować ażurów wycinanych, mostków cerowanych i innych bardziej zaawansowanych ściegów, ale wkrótce zabiorę się także za nie. Najpierw muszę jednak nabyć odpowiednie nici.

Poniżej moje "dzieło" (10cmx10cm).


czwartek, 15 lipca 2010

Prezent Jubileuszowy część 5 i różności...

Notkę tę chciałam umieścić już wczoraj, ale po zalogowaniu się na konto na bloggerze moim oczom ukazała się pusta lista moich ulubionych blogów. Wszystko odpłynęło gdzieś w niebyt, bez mojej wiedzy i zgody. Wkurzenie moje sięgnęło zenitu, gdy w żaden sposób nie mogłam umieścić nowej notki na blogu i co chwilkę wyskakiwał informacja o błędzie... No cóż... Odbudowuję moją listę i mam nadzieję, że dzisiaj nic mnie niemile nie zaskoczy.

Z niewielkim poślizgiem zdaję relację z postępów w krzyżykowaniu Prezentu Jubileuszowego.
Z powodu niewiarygodnych upałów czułam się jakbym pracowała w kamieniołomach, haftowanie zamieniło się w mordęgę. Jednakże udało mi się wyhaftować tyle ile chciałam.

Fakty:
  • strona numer 5 ukończona;
  • zrobiłam 2.990 krzyżyków;
  • do tej pory popełniłam łącznie 14.874 krzyżyki;
  • do końca pozostało 31.376 krzyżyków.
Poniżej kilka fotografii mojego dzieła.



Mój storczyk zdecydował się zakwitnąć, z czego jestem niezmiernie zadowolona. Miałam wielkie obawy, czy potrafię się nim dobrze zaopiekować, ale wygląda na to, że chyba mnie lubi :)
 
 
Do mojej koralikowo-papierowej kolekcji dołączyły nowe nabytki.
 
Na deser koktajl mleczno-truskawkowy (dla mnie) i mleczno-jagodowy (dla mojego Narzeczonego, wielbiciela czarnych jagód w każdej chyba postaci). Koktajl to moje jedyne pożywienie w trakcie upału. Nie mam ochoty na żadne solidne jedzenie, a do tego taki schłodzony napój wspaniale orzeźwia.
 
 

Truskaweczka z mojego krzaczka. Jeżeli ktoś nie wie jak mam na imię, na talerzyku wypisana jest odpowiedź :)
 

 
Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających mojego bloga!!!
Dziękuję za odwiedziny i komentarze!




sobota, 3 lipca 2010

Chwalipięta :)

UWAGA! Niniejszy post zawiera ponadnormalną dozę chwalipięctwa :) Wrażliwe osoby prosimy o ostrożne dawkowanie tekstu! :)

Chcę się pochwalić prezentami, które ostatnio otrzymałam od moich najbliższych. 
Z całego serca Wam DZIĘKUJĘ!

W piątek odebrałam przesyłkę z domu rodzinnego. Wśród tych wszystkich dóbr doczesnych, które otrzymałam znalazły się dwie gazetki robótkowe. Zostały one natychmiast przeczytane od deski do deski. Strasznie brakuje mi w Danii gazet poświęconych haftowaniu. Jest kilka tytułów dla "drutujących", ale dla haftujących nic do tej pory nie znalazłam. Tym większa była moja radość , gdy z paczki wyłowiłam "Haft gobelinowy" i "Kram z robótkami".



Jednakże to nie koniec prezentów. Jakby tego było mało dzisiaj ze skrzynki na listy wyłowiłam dwie przesyłki z Wielkiej Brytanii zaadresowane na moje nazwisko. Przeczytawszy kto jest nadawcą, galopem udałam się do domu w celu przeprowadzenia drobnego śledztwa (przedmiot dochodzenia: podszywanie się pod moją skromną osobę i tajemne konszachty z nadawcami: Sew and So i  My favourite magazines). Byłam pewna, że nie mam nic wspólnego z instytucjami, które rzeczone przesyłki wysłały. Śledztwo trwało krótko, bo i grono podejrzanych ilościowo niezbyt imponujące (sztuk 2, czyli mój Narzeczony i moja Przyszła Teściowa). Wynik: mój osobisty Narzeczony zamówił  dla mnie roczną prenumeratę Cross Stitchera oraz zestaw do wyszywania w Sew and So! Jest to prezent z okazji zbliżającej się rocznicy naszego poznania (to już 3 lata)! Wspaniała i naprawdę niespodziewana niespodzianka! 

 Powyżej zestaw do haftu dołączony do Cross Stitchera.



Powyżej zdjęcia zestawu do haftu. Sampler Henryk VIII i jego żony (DMC). Ja uwielbiam wyszywać, a do tego oboje z moim Narzeczonym jesteśmy miłośnikami epoki Henryka VIII, więc ofiarowując mi ten zestaw upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu :) 

Już nie mogę się doczekać "skonsumowania" tych nowych zestawów, ale póki co za dużo mam pozaczynanych prac, a sprawą priorytetową jest dla mnie terminowe ukończenie Prezentu Jubileuszowego. Czas nagli! 

Życzę wszystkim miłego weekendu. Pozdrawiam serdecznie!